czwartek, 12 października 2017

kocham Pana Panie Arturze !

Ja wiem, że się teraz obnażam maksymalnie wszem i wobec największą intymność wyznając, ale co tam. Już wczoraj miałam to zrobić, bo ten piorun wczoraj we mnie strzelił, ale akurat internet domowy w nosie miał moją euforię i postanowił się wieszać do nocy. No ale przecież, co się odwlecze ... i takie tam.

Artura Rojka lubię, cenię i podziwiam od dawna. 
Za niesamowite połączenie  wrażliwości, niemal kobiecej i siły wewnętrznej. Bo choć to mężczyzna, postury drobnej, kruchy wręcz,  z głosem delikatnym jak głos elfa, to jednak widać, że w środku jest moc. Jest moc!
Za teksty tak mądre a niewydumane, takie co to maksimum treści przez minimum słów niosą. Kilka zdań ledwie a zbudowana cała historia...
Za skromność ...

Wyobraźcie sobie niemal pustą drogę. Po lewej stronie las, po prawej dzika łąka. Nie widać już zbyt wiele, bo zmierzch gasi detale pozwalając obudzić się nastrojom. Za mną nic, przede mną nic, tylko ja zamknięta w przestrzeni auta jak w szklanej bombce. I nagle z radia zaczyna płynąć ta melodia. I tak pasuje do tego miejsca i czasu, że ja mam gęsią skórkę na całym ciele.
I chcę, żeby ta chwila, ta przestrzeń, te dźwięki trwały jak najdłużej ...

Kocham Pana Panie Arturze za te ciarki w środowy wieczór!