Marzyłam o nim od dawna. Żeby nie zapeszyć robiłam to w cichości i nie dzieliłam się tym marzeniem z nikim. W wersji pierwszej miał to być stary kredens mojej babci Józi. Miałam go wytropić, wyprosić i zabrać do Krakowa. Wersja tyleż optymistyczna, co nierealna, bo od śmierci babci minęło już sporo lat, stary dom dziadków dostał się jednej z wnuczek i przeszedł kompletną metamorfozę. Większość starych mebli wyleciała na śmietnik, nieliczne uratowały od zagłady inne wnuczki, mieszkające bliżej. Zresztą, nie miałabym go czym przywieźć. Gdy jeździmy w tamte strony we czwórkę, ledwie mieścimy nasze walizki. Pozostało więc zachować tamten mebel we wspomnieniach a rozejrzeć się za podobnym. Szukałam więc cierpliwie, a że nie byłam jakoś bardzo zdesperowana, to troszkę wybrzydzałam, zwłaszcza, że kredensy z tamtej epoki jeśli już pojawiały się na rozmaitych portalach w przyzwoitej cenie, to były najczęściej w koszmarnym stanie. Czas poświęcony na wertowanie internetu nie był jednak czasem zmarnowanym, bo dzięki oglądaniu mnóstwa mebli uświadomiłam sobie na przykład, że kredens o wymiarach tego mojego wymarzonego nijak mi się w domu nie zmieści i że muszę troszeczkę zweryfikować moje wymagania i szukać czegoś nieco węższego. A takich wcale nie było, więc na czas jakiś zaprzestałam poszukiwań, zwłaszcza, że właśnie zakończyliśmy nasz "neverending remont" salonu, ustawiliśmy w nim nasze meble i nie myśleliśmy o kolejnym przemeblowywaniu.
Wiadomo jednak nie od dziś, że jak człowiek przestaje szukać, to obiekt poszukiwań sam do niego przychodzi. Nie inaczej było tym razem. Pewnego dnia przeglądając blogi natrafiłam na wpis Sandrynki o metamorfozie jakiegoś mebelka, który kupiła za grosze, czy nawet dostałą za darmo na "tablicy". Pomyślałam, sobie, ciekawe, czy w mojej okolicy też można upolować coś fajnego z działu "za darmo". Niestety gruz, stara stodoła do rozbiórki i używane buty nie były mi akurat potrzebne, ale oczywiście skoro już byłam na tym portalu, to wpisałam w wyszukiwarkę "kredens". No i tadam! Pierwsze ogłoszenie, jeszcze cieplutkie to był on! Wszystko miał idealne, wymiary, cenę i lokalizację. Choć na oglądanie na żywo umówiłam się dopiero na kolejny dzień, to i bez tego wiedziałam że go wezmę. I wzięłam. Mój Małż, który nie podziela mojej pasji do staroci, ale też jej nie bojkotuje a w potrzebie wspiera, pomógł mi przywieźć kredens do domu (znaczy do ogródka, bo wyrozumiałość Małża dla śmietnikowych rupieci ma jednak pewne granice ).
Mebelek jest co najmniej w moim wieku, a może nawet starszy. Sporo przeszedł, widać, że ostatnie lata spędził w dość nieprzyjaznych warunkach. Płyta z tyłu i dna wszystkich szuflad są do wymiany nie tylko ze względu na nieciekawy zapach zbutwiałego "paździocha". To było do przewidzenia i z tym się liczyłam. Szybki były matowe, niestety nie tylko z brudu, ale są pochlapane farbą olejną i porysowane, jakby ktoś tę farbę próbował usuwać nożem. Od razu je wyrzuciłam. Kilka desek zostało już wyczyszczonych przez ostatniego właściciela, drewno jest na szczęście w dobrym stanie, grube, solidne, ale jak większość mebli kuchennych z tej epoki pokryte olejną farbą. Żeby tylko jedną i żeby tylko olejną. Ta jest powiedzmy sobie dość łatwa do usunięcia, za pomocą opalarki i szpachli schodzi niemal sama. Niestety pod nią odkryłam przynajmniej dwie warstwy innej farby, myślałam najpierw że akrylowej, ale teraz mam wrażenie że to jakiś rodzaj kredowej. A ta przylgnęła tak mocno do drewna, weszła tak głęboko w jego strukturę, że nie działa ani gorąco ani skrobanie ani nawet chemia. Oczywiście nie zamierzam się poddawać, walczę z oporną materią wykorzystując całą moc moich bicepsów i zdzierając kolejne paski papieru ściernego, ale już wiem, że optymistycznie rzucone w dniu zakupu "na święta kredens stanie w jadalni" może się okazać jedynie pobożnym życzeniem. Zobaczymy. Na razie jest tak...
Jedyne zdjęcie kredensu w całości pochodzi z serwisu olx , ja jak zwykle nie pomyślałam o uwiecznieniu go w wersji "before". Tak wyglądał, gdy go kupiłam...
Jaki będzie, gdy zakończę metamorfozę tego nawet ja nie wiem, bo ostatecznej wizji nie mam. Niestety wszystko zależy od tego z jak dużej powierzchni uda mi się wydobyć gołe drewno. Trzymajcie kciuki, żeby z jak największej.