W takim dniu jak wczorajszy wszystko wokół pokrywa się czerwienią. Róże, serca z piernika, czekoladki, pocztówki, pluszaki, poduszki i Bóg wie co jeszcze jest czerwone. I do tego wszędobylskie "kocham Cię". Bez względu na to, co myślimy o genezie tego święta i czy je przyjmujemy jako swoje, czy buntujemy się przeciwko jego nieswojskiemu pochodzeniu, to nie zmienimy już tego, że ono jest i zapewne będzie już zawsze z tym swoim słodkim anturażem. I dobrze! Czyż można gniewać się na jeszcze jedną okazję do powiedzenia komuś, że się go kocha? Oczywiście wiem, że trzeba to robić codziennie, że prawdziwa miłość nie czeka na pretekst w postaci daty w kalendarzu. No pewnie że tak... w idealnym świecie na pewno tak jest. Ale my nie żyjemy w bajce, większość z nas pcha szary wózek z napisem codzienność i często nie ma czasu / ochoty / siły, by dopchawszy go wieczorem na miejsce oskubywać płatki róż, by je przed snem rzucić u stóp ukochanej, ukochanego, rysować ketchupem serca na podawanych na kolację kanapkach czy ubierać czerwone tasiemki zwane bielizną i wygładzając fałdki na jedwabnej pościeli w uroczej pozie kusić wybranka a potem uprawiać miłosną ekwilibrystykę. Oczywiście są tacy, którzy w tej euforii żyją codziennie, ale nie oszukujmy się, większość zakochanych nie epatuje miłością , nie eksploduje wyznaniami przez całą dobę i nie obwieszcza jej wszem i wobec werbalnie lub za pomocą symboli. I dlatego dobrze, że jest 14 lutego i dobrze, że wszystko dokoła przypomina, że nie ma nic piękniejszego niż miłość. I dobrze, że poddajemy się kiczowatej estetyce tego dnia, nawet jeśli kłóci się ona z naszym gustem, wymyślamy prezenty, niespodzianki, chcemy, żeby było niecodziennie, inaczej, zabawniej, kombinujemy, zadajemy sobie trud, tryskamy pomysłowością, wszystko, żeby ten dzień był inny, specjalny, wyjątkowy. Nie ważne, czy święto jest nasze, jankeskie, czy z kosmosu. Jeśli służy dobremu to ja jestem po trzykroć za.
Moje Walentynki były w tym roku zwyczajnie niezwyczajne. Bo były zwyczajnie kwiatki i było kino (jutro opowiem Wam ten film, bo zasługuje na osobny wpis), ale najpiękniejszy prezent, zapowiedziany już dzień wcześniej dostałam rano. Był to WOLNY DZIEŃ. Nawet nie wiecie jaka to była niespodzianka. I nawet gdyby nie było tych kwiatów, czekoladek, serduszek czy wieczornego seansu to byłyby to najpiękniejsze Walentynki w moim życiu. Mogłam się wyspać do siódmej (gdy się codziennie wstaje o piątej, to ta siódma jest jak południe), mogłam celebrować niespieszną poranną kawę czytając gazetę, mogłam wyjść z domu i zobaczyć jak wygląda moje miasto w ciągu dnia. Udało mi się nawet zgubić poczucie winy, że tam gdzieś pracuje ktoś, by byczyć się mógł ktoś, czyli ja (Pani Paulinko, dziękuję!). Najśmieszniejsze było, że wciąż miałam wrażenie że jest sobota i kiedy uświadamiałam sobie, że nie, że sobota i niedziela jeszcze przede mną, to było to cudowne i błogie uczucie.
Mężu! Dziękuje Ci za ten dzień! Te dodatkowe dwie godziny snu były najcudowniejszym "kocham" jakiego mogłam oczekiwać.
Wczoraj wszystkie stacje radiowe prześcigały się w prezentowaniu najbardziej miłosnych z miłosnych kawałków. Przy okazji wyłuskały z archiwów różne zapomniane melodie, które przywołały z mojej pamięci różne sytuacje, wbrew intencjom dj-ów wcale nie romantyczne ani z miłością nie związane. I pomyślałam sobie, że piosenka wcale nie musi być ckliwa i pełna "ajlowiów" żeby kojarzyć się komuś z miłością. Bo przecież można mieć dobre wspomnienia związane z jakimś hardcorowym kawałkiem, bo słyszało się go akurat wtedy, gdy ON ..., albo z inną melodią country, bo właśnie puszczali ją w radio gdy ONA ... no wiecie. Bo są piosenki "nieewidentne", na których dźwięk miękną nam nogi, bo wspomnienia, bo skojarzenia, bo wiecie...
No i przyszło mi do głowy, że zapytam Was o takie skojarzenia muzyczne, takie Wasze piosenki miłosne. I będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie się ze mną podzielić tą muzyką. Jeżeli macie ochotę na taką zabawę pod niewyszukanym tytułem "od Walentynek do wiosny" to wrzućcie w komentarzach do tego postu link do Waszej piosenki z niekoniecznie krótkim opisem związanego z nią skojarzenia. Nie jest to typowe candy, ale autor(ka) komentarza, który mnie najbardziej poruszy, zaskoczy lub zaintryguje dostanie ode mnie mały prezent utrzymany w walentynkowo-wiosennym klimacie.
Dwie książki z opowiadaniami bardzo różnych autorów, oczywiście o miłości, do tego wiosenne ceramiczne serducho, które nie mam pojęcia do czego może służyć poza tym, że cieszy oko, garść serwetek w pastelowych kolorach i może jeszcze jakaś niespodzianka, którą wymyślę do finału zabawy, który planuje oczywiście na pierwszy dzień wiosny. Kto ma chęć, zapraszam serdecznie.
Jeśli zechcecie umieścić informację o tej zabawie na swoich blogach, to wspaniale, ale nie jest to konieczne. Jedyny warunek, jaki należy spełnić to link do piosenki i kilka słów wyjaśnienia dlaczego właśnie ta a nie inna.
Żeby zachęcić Was do zwierzeń rozpocznę zabawę od mojej piosenki. Mam ich wiele, więc wybór był trudny i kto wie, może za tydzień zdecydowałabym inaczej, ale dziś pierwsze skojarzenie to właśnie to:
Nie słucham zbyt często tej piosenki, ale kiedy natykam się na nią od razu powracają wspomnienia pierwszego roku studiów. Niepokoje związane z nową sytuacją, nowym miejscem, cała masa lęków zakompleksionej dziewczyny z maleńkiego miasteczka o śmiesznej nazwie, która wpadła na szalony pomysł, żeby studiować w Krakowie, akademik, pokój dzielony z przypadkowymi osobami i straszliwa, przenikająca samotność. Najbardziej doskwierająca wieczorami i w weekendy. I wątpliwości, czy ta ucieczka, którą był wyjazd do dalekiego miasta miała sens, czy było warto zostawiać wszystko i pchać się w nieznane. Czy uciekając od tego, co raniło i bolało, nie zgubiłam tych, którzy byli bliscy, mogli dać wsparcie a pozostali zbyt daleko. Czy dokonując takiego wyboru nie zamknęłam sobie drogi do czegoś pięknego, co mogło powstać tam, skąd odeszłam.
A ta piosenka, płynąca przez trzeszczący głośnik studenckiej radiostacji a potem słyszana na żywo, na koncertach dawała nadzieję, że "jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć...".
A teraz kolej na Was. Czekam do 21 marca.