sobota, 30 marca 2013

Wielkanoc 2013



Kochane Przyjaciółki Blogowe
Drodzy Obserwatorzy i Stali Bywalcy
i Wy, przypadkowi anonimowi Odwiedzający

Wam wszystkim

na te nietypowe pod względem aury,
lecz niezmiennie ciepłe i rodzinne
Święta Wielkanocne

posyłam moc życzeń
niech te dni będą takie, jakich oczekujecie

Mira






niedziela, 24 marca 2013

Wupia jestem ...




Niestety muszę się do tego przyznać publicznie. Mogłabym ten przykry fakt ukrywać, ale jak zmilczę, to owszem, uratuję resztki opinii o stanie mojego rozumu, ale niestety wtedy nie zrealizuję kolejnego z moich robótkowych marzeń. Dlatego, choć mi głupio i wstyd zalewa policzki to wyznaję Wam swoją indolencję, zanik zdolności myślenia abstrakcyjnego i totalną tępotę.
O co chodzi? Ano o szalik chodzi, ale nie taki zimowy, ciepły, gruby idealny na obecną tfu, tfu pogodę. Marzy mi się szal-mgiełka, duży, ale "dziurawy", więc lekki, którym bym się mogła otulać podczas wiosennych, letnich i jesiennych wieczorów spędzanych na  pogaduszkach w ogrodzie, przy lampce wina i pysznościach niewydumanych... Na to wymarzone cudo kupiłam (w e-dziewiarce) już jakiś czas temu dwa motki przepięknej Lana Grossa w odcieniach zieleni, na blogu nietylkoSZALenstwo znalazłam piękny wzór, ze schematem nie tylko rozrysowanym, ale nawet przetłumaczonym na polski (nie znamy się Kochana, ale bardzo Ci za tę chęć dzielenia się z innymi dziękuję), zaopatrzona w druty zasiadłam przed schematem i ... zderzyłam się ze ścianą.

Poległam na dwóch elementach opisu i choć wspomagałam się najpierw sporą ilością kawy (PONOĆ pobudza zwoje do działania) a potem podobna ilością alkoholu (PONOĆ rozluźnia i wyzwala fantazję i niekonwencjonalne pomysły ) to niestety nie rozgryzłam szyfru.

A szyfr jest taki...


gdzie: 
k - oczko prawe
K2tog - dwa przerabiane razem na prawo
yo - narzut
ssk - zdjąć dwa oczka jak do przerobienia na prawo, przełożyć z powrotem na lewy drut i przerobić razem na prawo
sl1 – K2tog -psso - zdjąć jedno oczko, przerobić, dwa oczka razem i przeciągnąć przez zdjęte oczko

"Ścianę" stanowią dwa ostatnie elementy schematu, czyli ssk i sl1 – K2tog -psso. Zdjąć, przełożyć z powrotem i przerobić razem... no to po co zdjąć, skoro zaraz po tym przełożyć z powrotem? Albo w tym drugim - zdjąć, przerobić a potem przez nie przeciągnąć dwa inne... to gdzie trzymać to przerobione? No nie wiem, nie wiem, nie łapię, nie chwytam, nie ogarniam...

Podejrzewam, że bardziej doświadczone dziewiarki potrafią przetłumaczyć  to bardziej łopatologicznie. Dlatego proszę o pomoc każdego, kto wie co znaczą tajemnicze zaklęcia i potrafi mi to wyłożyć. Ja oczywiście cały czas walczę sama metodą prób i błędów, na razie bez powodzenia :((((

Najśmieszniejsze jest to, że gdy rok temu robiłam TEN szal, to w jego opisie również była tajemnicza formułka "sl1 – K2tog -psso " i ja tę formułkę wówczas jakimś cudem rozkminiłam, bo szalik wygląda tak jak powinien i oczka układają się w zgrabny ażur. Próbowałam ten wzór powtórzyć tym razem i co? No kicha! Jakiś wtórny analfabetyzm drutowy. Zamiast płaskiego oczka, wychodziło mi coś na kształt szwu pijanego chirurga. Koszmarek jakiś. 

Całe szczęście sposób robienia szala boa jest dużo prostszy, więc w ramach terapii drutami wyprodukowałam kolejne :

w kolorach morza:



 bardziej ogniste:



 "sprane" brązy:



 a na koniec raczej kolorowa ozdoba szyi niż szal...




Dziewczyny kochane, za oknem wciąż zima. Śnieg troszkę stopniał, ale mróz nie ustępuje. Macie jeszcze nadzieję na wiosenne Święta? Lekkie pantofelki, płaszcze, ciepły powiew wiatru we włosach... Życzę nam tego z całego umęczonego zimą serca.
Buziaki!

piątek, 15 marca 2013

A idźże już !!

Obiecałam sobie, że nie napiszę ani słowa o tej, co to miała sobie już pójść w cholerę (przepraszam), ale z jakiegoś powodu zawróciła. Nie wiem, kluczy zapomniała, albo nie była pewna, czy żelazko wyłączyła, w każdym razie wróciła. I chyba jej mleko wykipiało, bo się wściekła i z tej złości na nas też wylała wszystko co w tych garnkach było. Cały śnieg, jaki jej został wywaliła na nas w trzy dni raptem. Zapasy mrozu też postanowiła zużyć do końca. No i mamy znowu wszechobecną biel, łopaty, skrobaczki, pługi, poślizgi, grube szaliki  i długie paltoty. I pomyśleć, że w zeszłym tygodniu śmigałam już w kusym, wiosennym płaszczyku. A może mi się to tylko śniło? Już nie jestem pewna. 

Obiecałam sobie, że zignoruję ten fakt, zacisnę zęby i przeczekam. Ponoć jeszcze tylko kilka dni i będzie wreszcie wiosna. Oby, bo już bym posprzątała ogródek, ogarnęła garaż (to taka nasza rodzinna tradycja), nawet okna bym umyła, choć nie przepadam za tym akurat. Strasznie mnie nosi a okoliczności przyrody nie pozwalają dać upust chuciom ;)). I zamiast "eksplozji namiętności" ograniczam się do "delikatnych pieszczot". A to okap przetrę, a to poprasuję odkładane na kiedyś prześcieradła i poszewki, garnki w szafce poprzekładam... satysfakcja niewielka, bo i efekt mało widoczny, ale jakoś człowiek przetrwa. Ja wiem, że to troszkę trąci skrzywieniem, ale dopiero jak się tak porządnie umorduję, ukurzę, jak wyniosę na śmietnik sterty niepotrzebnych klamotów składanych w garażu przez zimę, wory z zeszłorocznym zielskiem wyrwanym w ogródku, to wtedy dopiero czuję, że zima się skończyła. Spływa ze mnie ta zima symbolicznie pod prysznicem, który sobie funduję po takiej "gospodarczej" sobocie. Oby stało się to jeszcze przed świętami!

A pamiętacie, że w zeszłym roku było to samo? Też zima zawróciła. Pamiętam jak pewnej niedzieli, w pośpiechu wracałam na strych po odłożone tam zimowe kurtki i buty, bo nagle po kilkunastu pięknych, ciepłych dniach wrócił śnieg i mróz. Może to tak ma być, tylko  my robimy się coraz bardziej niecierpliwi i nie umiemy spokojnie poczekać aż przyroda sama da nam to, co dać powinna. Z naturą nie wygramy, to jeden z ostatnich bastionów nie zdominowanych przez człowieka. Przyroda, żywioł, potrafią pokazać nam, gdzie jest nasze miejsce. I nie trzeba do tego tajfunów i trzęsień ziemi, wystarczy "nieoczekiwany atak zimy" i mamy paraliż. I cóż możemy? Nic, co najwyżej ponarzekać... 

No i jak to u mnie, miało nie być o zimie a trzy akapity natrzaskałam. Mało tego, ten czwarty też jeszcze będzie "w temacie", bo tak mi właśnie zaświtało, że to może przeze mnie ta zima wróciła. Od razu uspokajam, to nie megalomania,  uświadomiłam sobie  tylko, że ja tej zimy ani razu nie wyrżnęłam dupskiem na chodnik a małą świecką tradycją jest, że przynajmniej jeden taki radosny upadek co roku zaliczam. A tej zimy nic, mimo, że mam dość śliskie buty, udało się jakoś uniknąć nagłego zetknięcia z podłożem. Zima też to zauważyła i wróciła, by odebrać swoje. I tak sobie myślę, że może ja dzisiaj wzuję te moje ślizgające się kozaczki i przejdę się z nonszalancką nieostrożnością po osiedlu, zaliczę malowniczą glebę i obwieszczę, że tradycji stało się zadość i niech już zima sobie idzie precz. Co Wy na to? Sama jestem ciekawa, czy to by pomogło. Ale zrobię to dopiero wieczorem, po ciemku, bo choć cel sam w sobie zbożny, to głupio tak publicznie robić z siebie przedstawienie. :)))

Tymczasem popracuję sobie jeszcze w ciepłym biurze, na szczęście dziś jest wyjątkowo spokojnie, dlatego jestem w stanie pozaglądać na Wasze blogi i sama coś skrobnę. Rzadko mam taką okazję w dni powszednie, dlatego rozkoszuje się tym faktem, smakuję tę niespieszność ... niby nic, a cieszy jak niespodziewany prezent. Korzystając z okazji posprzątałam też troszkę w moich plikach ze zdjęciami i znalazłam dowody moich dekupażowych poczynań z ostatnich miesięcy. Niewiele tego, ale wyciągnę je na światło dzienne, choćby po to, by umiejscowić je sobie w czasie.

Te dwa pudełka na płyty czekały na swoją kolej prawie dwa lata. Już wtedy wiedziałam, że ozdobię je tą piękną serwetką z kluczem wiolinowym. Czas jednak mijał, serwetki trafiały na inne przedmioty i gdy się w końcu dokopałam do zapomnianych i zakurzonych pudełek, to miałam już tylko jedną i to napoczętą. Starczyło na jedno pudełko. Na drugim wylądował więc kolejny serwetkowy "samograj" - kolorowe pojazdy na fajnym kolażowym tle. I teraz jedno pudełko jest muzyczne, a drugie kojarzy mi się z kinem lat 60-tych, więc będę w nim przechowywać stare filmy.

 
 


Zimą zrobiłam też kolejną skrzyneczkę na klucze. Tym razem mniejszą, bo do tych długich z dodatkową półeczką jakoś się zraziłam. W okienku znowu łódka, tło spokojne, barwione kilkoma odcieniami bejcy. Na razie nie znudził mi się jeszcze ten motyw, delikatny, nostalgiczny, taki po prostu "mój". Ten egzemplarz poszedł do ludzi, ale muszę w końcu zrobić podobny dla siebie, bo u nas klucze wciąż się poniewierają na komodzie w przedpokoju.





 Kwiatowe wieszaki też już kiedyś robiłam, ale znowu mnie naszło...



I to tyle z zimowych porządków. W kolejce do fotografa czeka kilka przedmiotów zrobionych dla Oli no i szale boa, które machnęłam hurtem w kilka wieczorów po mocno stresujących dniach. Niech no tylko wróci słońce, to zrobię im sesję w plenerze.

Tymczasem posyłam Wam weekendowe uściski i garść nutek na dobre popołudnie. Muzyka z cudownego, ciepłego filmu "Dom nad jeziorem" . A tytuł fragmentu pasuje idealnie do dzisiejszych moich rozważań.



Bardzo bym chciała mieć taką amerykańską skrzynkę na listy.


Miłego weekendu.



P.S. 22:02
Zrobiłam co mogłam, trzy kursy z domu do śmietnika. Żeby nie było, że łażę jak głupia po ciemku to wyniosłam trochę śmieci z garażu. Naprawdę się starałam... niestety, nie wyszło... przepraszam. Może jutro się uda. Dobranoc.






piątek, 8 marca 2013

08.03.

" Kobiety nie zmienisz... 
możesz zmienić kobietę, ale to niczego nie zmieni" 
Andrzej Poniedzielski

Dziewczyny kochane, dostaniecie dziś na pewno mnóstwo życzeń przeróżnych, kwiatów kolorowych , czekoladek słodkich i prezentów przeróżnych. Będą uśmiechy, uściski i pocałunki. Bliscy Waszemu sercu Panowie zadbają, by to był miły dzień. Panowie mijani na ulicy będą się uśmiechać, kierowcy-mężczyźni  nie wduszą klaksonu, gdy nasze auto zbyt wolno będzie ruszało na światłach, Pan z warzywniaka dorzuci pęczek koperku do siaty ziemniaków a klient nie będzie warczał do słuchawki. Tak... to będzie miły dzień.




A ja, mając dziś w głowie przemądry cytat z mojego ulubionego Pana Andrzeja, życzę Wam i sobie, żebyśmy po prostu mogły być sobą i żebyśmy się nie zmieniały, no chyba, że jest w nas coś, co nas uwiera. Wtedy nad tym pracujmy, ale tak dla siebie, nie dla ludzi.

Do życzeń dołączam prezent muzyczny, kolejne odkrycie, które zawdzięczam niezawodnej radiowej Trójce. Słuchajcie szybciutko, bo to nówka nie śmigana i pewnie szybko zniknie z YT.